Znów wszystko zaczęło się spontanicznie. Gdzieś w I. połowie lipca odzywa się do mnie ?nieznajomym? na GG, których gdzieś znalazł moje ogłoszenie, że szukam towarzystwa na wyjazd rowerem na Litwę, Łotwę i Estonię. Po kilkunastu minutach ?nieznajomy? zmienia się na ?Kuba Suchy ? rower? i zaczyna się planowanie wyprawy przez Słowacje, Węgry, Austrię i Czechy. I była tylko nadzieja, że wyjazd będzie udany..
Wczesna pobudka, pakowanie i wyjazd kilkanaście minut po 9 rano autem do Iławy. Godz. 11.02 - Iława - odjazd expresu do Rzeszowa. Gdyby tylko jeszcze pani w PKP sprzedała mi bilet z miejscówką na początku lub końcu pociągu? Ale niestety rower wpycham w wagon znajdujący się w samym środku pociągu, bo tam miejscówka. Po kilkunastu minutach okazuje się, że miejscówka i tak na nic. Trzeba pilnować roweru i chronić go przed pasażerami, którzy ciągle go przestawiają i popychają.. I tak przez 8 h do Rzeszowa?
Tam wyrzucam najpierw namiot, później karimatę, aż wreszcie dochodzę do roweru i w tym momencie pojawia się mój kompan na najbliższe kilkanaście dni i pomaga mi go wydostać z pociągu. Dalej wpakowanie bike?a w auto, jazda do Sanoka, tam chwila wytchnienia, przejażdżka po Sanoku i kilka godzin snu przed prawdziwym początkiem?