Trasa: Giruliai - Palanga - Sventaja - Nica - Lipawa - Grobina - Aistere - Aizpute - Kikuri, 152,42 km ( życiówka )
Wstaliśmy no i w drogę. Udaliśmy się dalej trasą EuroVelo nr 10 w kierunku Palangi. Tylko my, rowery, nasza śćieżka i las. :))) Po drodzę minęliśmy kilka punktów informacyjnych z dokładnymi mapkami, więc zrobiliśmy się pewni tego, że tą trasą napewno dotrzemy tam gdzie chcemy. :)
Palanga - kiedyś uzdrowisko, aktualnie kurort wypoczynkowy, znajduje się tu molo, które jest nieoficjalnym symbolem tego miasteczka. Kilka fotek i w drogę...
Udaliśmy się w kierunku granicy łotewskiej. Po drodze mały postój pod jakimś sklepem, przejazd opuszczoną miejscowościa turystyczną pełna drewnianych domków do wynajęcia, zagubienie ścieżki i jej przypadkowe odnalezienie, przejazd przez zamknięty dla ruchu mostek i granica. Na granicy nikogo nie było hehe. Przejechaliśmy i się poczułam jak an zachodzie, gdzie przejść graniczych nie ma. Ale podczas krótkiego postoju pod mapką nadjechał tir, do którego nagle wyskoczył z budki strażnik i przy okazji nas zawołał do kontroli.
No i Łotwa. Ścieżka rowerowa zniknęła raz na zawsze. Droga krajowa do Lipawy prawie pusta. Im dalej w głąb Łotwy tym więcej aut. Jechało się przyjemnie. W miejscowosci Nica chciałam zrobić zkaupy i się nagle okazuje, że nie mogę. Moja karta nie działa! Pierwsze wątpliwości co do pamięci mojego pinu nie zostały od razu rozwiane, bo nikt mi w domu nie mógł znaleźć papierów z banku. Tak to jest jak się rzadko używa karty, pin wymaga dobrej pamięci :))) W sklepie spożywczym karta nie działa, ale a stacji kawałek dalej działa. I co jeest grane?
Zagryzając nowo kupione ciasteczka trzeba było przygotować się do dalszej jazdy w kierunku Lipawy. :)))
Lipawa ( Liepaja) - miasto, jak miasto. Zachwycił mnie tylko rockowy lokal, gdzieś w centrum. Przed nim jakieś odlewy łapek, pewnie jakiś muzyków :P W mieście dorwałam bankomat i stres dotyczący niepełnosprawości mojej karty ustąpił. Musieli mięc słaby czytnik jakiś hehe. Tutaj zaczęła się przygoda z centrami informacji turystyczymi, w których za każdym razem w różnych miejscach wynajdowałam jakąś mapkę przydatną na dalszą trasę. :))
Z Lipawy udaliśmy się w kierunku Kuldigi. Każdy km więcej przybliżał mnie do pobicia swojej życiówki tj 115 km. W momencie pojawienia się 116 km zjechałam na bok i pora na postój. Woda, ciasteczka i nabranie sił na dalszą drogę. Przy okazji radość z pobicia rekordu, lecz nie spodziewałąm się, że bedzie mi dane przejechać jeszcze prawie 40 km więcej :) Ponieważ wciąż było jasno, to trzeba jechać dalej. Dotarliśmy do Aizpute. Tam zakupy w sklepie, pod którym czaił się słodki kotek z różowa smyczką. Wyjazd z miasteczka i najdłuższe poszukiwanie noclegu.. Ciągle jakaś chatka, złe podłoże, nawet w bagno udało mi się wjechać myśląc, że to ścieżka. Wkońcu zrobiło się totalnie ciemno. Paweł znalazł trawę na dość rónym terenie koło jakiegos płotu. Po chwili okazało się, że za płotem jest cmentarz hehe :) Więc wolałam znależć inny nocleg :D Na szczęście kawałek dalej znalazła się jakaś trawka koło drzew. No i wkońcu rozbiliśmy się.
152, 42 km - masakra :D nie myśłałam, że jestem do tego zdolna :))